Pierwszego dnia sporą uwagę przykuł Superdziadek, drugiego- przystojny sprzedawca z Palenicy. Ostatniego dnia dwie szczęściary natrafiły w Empiku na krakowskim rynku na ślad zespołu Me, Myself and I. Czy to nie wystarczające argumenty, żeby stwierdzić, że Ic była na najlepszej wycieczce świata?
Wyruszyliśmy rankiem 25 maja. Kierownikiem Imprezy był pan Tomasz Kośny, w roli pozostałych opiekunów wystąpili pan Artur Łapka i pan Robert Chrobot.
Dojechaliśmy do Barnasiówki wczesnym popołudniem. Jako mieszczuchy najpierw wyrailiśmy ubolewanie, że Ochotnica Dolna to straszny zapsiówek (nawet w atlasie ustępuje miejsca swojej siostrze, Ochotnicy Górnej), szybko jednak szlochy zamieniliśmy w euforię spowodowaną pięknymi okolicznościami przyrody.
Największym zaskoczeniem w pensjonacie było chyba jedzenie- dobre! Doprawiona pomidorowa, miękka wołowina, dogotowane ziemniaki, domowy sos… To nieczęsto zdarza się na szkolnych wycieczkach. Zanim jednak zasiedliśmy do inauguracyjnej obiadokolacji, zrealizowaliśmy pierwsze punkty programu.
W Krościenku wypadało oczywiście spróbować słynnych na całą Polskę lodów na wagę. W jednym z okienek urzędował wspomniany już Superdziadek- sprzedawca z powołania, z pasją doradzający w wyborze smaku lodów.
Aby spalić kalorie, trzeba było wejść na Trzy Korony. Nie okazaliśmy się klasą zapalonych wędrowców. Już po pięciu minutach drogi byliśmy usatysfakcjonowani widokami, a ambicje większości nie sięgały ani metra wyżej. Całe szczęście, determinacja opiekunów sprawiła, że dotarliśmy na sam szczyt. Krajobrazy cudowne, co zdołaliśmy docenić, mimo że punkt widokowy był stanowczo za ciasny na trzydzieści osób
Pierwszym punktem drugiego dnia był wjazd wyciągiem krzesełkowym na Palenicę. Katastroficzne wizje kolejki spadającej wprost na znajdujące się kilkanaście metrów niżej krzaki zapewniały słuszną dawkę adrenaliny. Największą zagadką wjazdu był człowiek siedzący na wzgórzu pod parasolem, machający do turystów. Jak się okazało, robił zdjęcia, które następnie można było kupić za bagatela 10 złotych (za sztukę!) u rzeczonego przystojnego sprzedawcy, który swoim wyglądem starał się zwiększyć popyt na fotografie.
Żeby nie pozbyć się zbyt szybko zakwasów z Trzech Koron, zorganizowano przejście przez Wąwóz Homole.
Wieczorem było ognisko. Większą od kiełbasek furorę zrobił Bari- dwumiesięczny piesek w typie owczarka niemieckiego.
Upalnego trzeciego dnia pojechaliśmy do Niedzicy, aby znaleźć chłód w murach zamku. Niestety, duchy straszą tam tylko „od 21.00 do piania kurów” (jak głosi znak ostrzegawczy), więc nie uświadczyliśmy żadnych dodatkowych atrakcji.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Krakowie, gdzie Ola i Olga spotkały Magdalenę Pasierską- wokalistkę zespołu Me, Myself and I, który zrobił karierę dzięki programowi „Mam talent”. Pasierska okazała się przesympatyczna i… wysoka.
W Kielcach powitał nas deszcz. Czyżby to znak, że powinniśmy pozostać w Pieninach na dłużej…?